Wyjaśnienie wydawnictwa „Vox Domini”
Nie raz stawiane są nam pytania o to, czym właściwie różni się wydanie dzieł Marii Valtorty „skrócone” (2-tomowe, innego wydawnictwa) od „pełnego” (opublikowanego przez „Vox Domini”).
Osoby niezorientowane zarzucają nam czasem, że nasze wydanie „Poematu Boga-Człowieka” mieści się po prostu w większej ilości tomów, przez co jest pewnie droższe od dostępnego wydania dwutomowego. Tymczasem większa ilość tomów to ponad 6-krotnie większa objętość. Dokonaliśmy przekładu wszystkich wizji i na ile było to możliwe, dbaliśmy o wierność tekstowi oryginalnemu i troszczyliśmy się o szczegóły, które innym wydają się być może zbędne.
Aby Czytelnicy mogli sami ocenić różnicę tych wydań przytaczamy poniżej dwa zupełnie przypadkowe fragmenty wydania opublikowanego przez nasze wydawnictwo – „pełnego” – oraz wydania „skróconego”. Wielu przepięknych wizji i głębokich dyktand porównać nie można z tej prostej przyczyny, że ich w wydaniu „skróconym” nie ma. Wydanie skrócone to zapiski nieżyjącej już siostry zakonnej, która tłumaczyła sporadyczne zdania, dokonywała streszczeń, opuszczała zdania niezbyt dla niej zrozumiałe lub – w jej przekonaniu – zbyt śmiałe.
Jezus powiedział Marii Valtorcie 25 stycznia 1944: «Nawet drobnostka ma znaczenie i nie jest twoja, lecz MOJA»
PRZYKŁAD PIERWSZY:
«Wystarczy mówić prawdę, by być znienawidzonym»
Napisane 13 lutego 1944. A, 1813-1818
wydanie skrócone tom II, str. 276
Jezus mówił:
… Czytałem w sercu Judasza…
Maryja czuła urazę do tego węża. I Ja również to czułem. Tylko Ja Sam i Ojciec i Duch Św. wiedzieliśmy, ile musiałem się przezwyciężyć, by znieść go przy sobie. Ale to wytłumaczę ci w innym czasie.
…Znałem też wrogość kapłanów i faryzeuszy…
Przez 3 lata nie uspokoili się, aż byli pewni Mej śmierci.
…Sądzili, że już umilkłem na zawsze. Ale nie, nie umilkłem. Nie umilknę nigdy i będę groził zawsze im podobnym…
Ileż bólu sprawili oni Matce Mojej.
Tłum jest zmienny, to rzecz wiadoma. Jest on jak zwierzę, które liże rękę pogromcy, gdy trzyma on bat i rzuca kawał mięsa do pożarcia. Ale gdy tylko człowiek upadnie i nie ma przy sobie ani bata, ani mięsa — zaraz rzuca się na niego. Wystarczy mówić prawdę i należeć do dobrych, by stać się znienawidzonym przez tłum, po chwilowym entuzjazmie. Prawda jest wymówką i napomnieniem. Dobroć nie pozwala na bat i sprawia, że się już go nie boją. Toteż po „Hosanna” następuje „ukrzyżuj”.
Maryja w wieczór piątkowy słyszała w swym sercu te kłamliwe hosanna, które się stały wołaniem o śmierć dla Jej Syna i została tym przebita. Tego też nie zapomnę.
Moi apostołowie! Jacyż oni byli!… Jakże oni szukali swej chwały! Jakże i wy pragniecie, by wasz świętość została uznaną. Ale nie tylko to, ale macie jeszcze skąpstwo wymiennego banku, bo chcecie za trochę miłości, danej Temu, któremu winniście oddać się całkowicie, mieć w niebie miejsce po prawicy Jego tronu. Nie. Nie. Trzeba pierwej umieć wypić cały Mój kielich, który Ja wypiłem. Cały kielich, płacąc miłością za nienawiść, zachowując czystość wbrew głosom zmysłów, będąc bohaterskim w doświadczeniu, oddając się Bogu w ofierze miłości za braci. A gdy wykona się cała powinność, mówić wtedy: „Sługą niepożytecznym jestem” i oczekiwać od łaskawej dobroci Ojca jakiegoś kącika w Niebie. Trzeba ogołocić się, tak jak Ja w pretorium, ze wszystkiego, co ludzkie, zachowując tylko wdzięczność za dar życia i życzliwość dla braci, dla których możemy być pożyteczniejsi w niebie, niż na ziemi. A wtedy otrzymamy od Boga szatę nieśmiertelną, wybieloną we Krwi Baranka.
— Ukazałem ci cierpienia przygotowujące do Męki. Pokażę ci jeszcze inne. Pożyteczne jest dla twej duszy rozważać je.
Na dzisiaj dosyć. Zostań w pokoju.
Ten sam tekst w wydaniu pełnym, Księga VI, str. 12 (wydanie „Vox Domini”)
Jezus mówi:
«Moje spojrzenie czytało w sercu Judasza Iskarioty. Nikt nie powinien myśleć, że Mądrość Boża nie była zdolna zrozumieć tego serca. Ale, jak powiedziałem Mojej Matce, on wszystkiego chciał. Biada mu, że stał się zdrajcą! Ale zdrajca tego chciał. Dwulicowy, przebiegły, zachłanny, zmysłowy, nikczemny, inteligentny i wykształcony bardziej od wielu, umiał się narzucać wszystkim. Był śmiały, dlatego równał Mi drogę, nawet gdy była trudna. Podobało mu się nade wszystko wyróżniać się i ukazywać, że [zajmuje] przy Mnie miejsce osoby godnej zaufania. Nie był usłużny z powodu instynktownej miłości, lecz jedynie dlatego, że należał do tych, których nazwalibyście ‘aktywistami’. To mu pozwalało także trzymać trzos i zbliżać się do kobiety. Te dwie rzeczy – razem z trzecią: stanowiskiem ludzkim – kochał w sposób niepohamowany.
Czysta, Pokorna, Oderwana od bogactw ziemskich nie potrafiła nie odczuwać wstrętu do tego węża. I Ja również go czułem. Tylko Ja sam i Ojciec, i Duch Święty wiedzieliśmy, ile musiałem przezwyciężyć, by znieść go przy Sobie. Ale to wytłumaczę ci kiedy indziej.
Znałem też wrogość kapłanów i faryzeuszy, uczonych w Piśmie i saduceuszy. Byli przebiegłymi lisami, które usiłowały wepchnąć Mnie do swej nory, aby Mnie rozszarpać. Byli spragnieni Mojej Krwi. I usiłowali zastawiać pułapki wszędzie, aby Mnie ująć, aby mieć broń do oskarżenia, aby usunąć Mnie spośród siebie. Trzy lata były jedną wielką pułapką i nie mogli zaznać spokoju, dopóki nie upewnili się o Mojej śmierci. Tego wieczoru spali, szczęśliwi. Głos ich oskarżyciela na zawsze został wygaszony. Tak sądzili. Nie. Nie zamarł. Nie wygaśnie nigdy i grzmi. Grzmi i grozi im podobnym obecnie. Ileż bólu miała Moja Matka z ich powodu! I Ja tego bólu nie zapominam.
Tłum był zmienny – to nic nowego. Jest on jak zwierzę, które liże rękę pogromcy, gdy trzyma bat i rzuca kawał mięsa do pożarcia; ale gdy tylko człowiek upadnie i nie ma przy sobie bata ani mięsa, zwierzę natychmiast rzuca się na niego i rozszarpuje go. Wystarczy mówić prawdę i być dobrym, żeby po pierwszej chwili entuzjazmu tłum znienawidził. Prawda jest naganą i napomnieniem. Dobro rezygnuje z posługiwania się batem, dlatego niedobrzy już się nie boją. I tak po: ‘hosanna’ następuje: ‘ukrzyżuj’. Moje życie Nauczyciela nasyciło się tymi dwoma głosami. A ostatnim było: ‘ukrzyżuj’. Hosanna jest jak wdech, który robi śpiewak, aby mieć wystarczająco dużo powietrza dla wyśpiewania najwyższego tonu. Maryja w wieczór Wielkopiątkowy słyszała w sercu to zakłamane ‘hosanna’, które przekształciło się w domaganie się śmierci Jej Syna, i to Ją poraziło. Tego też nie zapomnę.
A ludzka natura Moich apostołów! Jacyż oni byli! Nosiłem ich w ramionach, aby wznieść ich do Nieba, [jak] głazy, które ciążą ku ziemi. Nawet ci – którzy nie widzieli siebie jako sług króla ziemskiego jak Judasz Iskariota, ci którzy nie myśleli jak on o wspięciu się, z konieczności, zamiast Mnie na tron – byli zawsze żądni chwały. Nadszedł dzień, gdy nawet Mój Jan i jego brat zapragnęli tej chwały, która was zaślepia jak złudzenie nawet w sprawach niebieskich. Pragnę, aby było w was tylko święte wzdychanie za Rajem, [zamiast] ludzkiego pragnienia, by wasza świętość została uznana. Ale [jest w was] nie tylko to. Macie w sobie jeszcze skąpstwo lichwiarza, chcecie bowiem za trochę miłości danej Temu, któremu powinniście oddać się całkowicie, mieć w Niebie miejsce po prawej stronie Jego tronu.
Nie, dzieci, nie! Najpierw trzeba umieć wypić cały kielich, który Ja wypiłem. Cały, płacąc miłością za nienawiść, zachowując czystość wbrew głosom zmysłów, będąc bohaterskim w doświadczeniu, oddając się Bogu w ofierze miłości za braci. A gdy się wykona całą powinność, [należy] mówić: „Sługami nieużytecznymi jesteśmy”[1] – i oczekiwać, że Ojciec Mój i wasz da wam w Swej dobroci miejsce w Niebie. Trzeba ogołocić się – tak jak Ja w Pretorium – ze wszystkiego co ludzkie, zachowując tylko wdzięczność dla Boga za dar życia i dla braci, którym możemy być bardziej pożyteczni w Niebie niż na ziemi. I trzeba pozwolić Bogu przyoblec nas szatą nieśmiertelną, wybieloną we Krwi Baranka.[2]
Pokazałem ci cierpienia przygotowujące do Męki. Pokażę ci jeszcze inne. Choć to cierpienia, jednak rozważanie ich jest wytchnieniem dla twojej duszy. Na dzisiaj dosyć. Zostań w pokoju.»
1 Zob. Łk 17,10. 2 Zob. Ap 7,14.
PRZYKŁAD DRUGI:
W wiejskim domu Marii, matki Judasza
Napisane 26 lutego 1946. A, 8072-8079
wydanie skrócone tom II, str. 138
Gdy nasi podróżni zbliżyli się wczesnym rankiem do domu Judasza, zastali tam zwykły ruch. Okna były pootwierane, a przez szerokie drzwi kuchenne widziało się panią tego domu, jak z wielką dobrocią rozdzielała każdemu pokarm, stosownie do wyznaczonej mu pracy. Przed domem cały zastęp gołębi gruchał cierpliwie w oczekiwaniu na swoje śniadanie. Jezus zbliżał się z uśmiechem, gdy Maria Szymonowa sypnęła przed drzwi ziarno ptakom, wołając:
— Oto macie posiłek, a potem lećcie ku słońcu, by wielbić Pana! Nie widzi Jezusa, bo jest pochylona ku ptaszkom, które pieszczotliwie dziobią palce jej nóg. Jezus odezwał się wtedy:
— Pokój temu domowi!
— Mistrz! — krzyknęła niewiasta i pobiegła ucałować nogi gościa, wystraszając zarazem gołębie. Lecz Jezus nie pozwolił na to ze słowami:
— Matki Moich apostołów dały Mi swych synów, nie powinny więc uniżać się przede mną, bo otaczam je również miłością.
Wzruszona Maria ucałowała serdecznie ręce Pana. Uniosła potem głowę i wypatrywała syna wśród apostołów, a nie widząc go, zbladła.
— Nie obawiaj się. Posłałem go z poleceniem do Łazarza, przybędzie tutaj i on.
Biedna matka ożywiła się i mówiła:
— Ja tyle modliłam się za niego. Dałam tyle jałmużny i umartwiałam się. Wierzę, że to Twoja Miłość ratuje Judasza…
— Tak, to nasza miłość podtrzymuje go…
— Nasza miłość! O, jakżeś dobry, o Panie. Ty znasz jego winy, ale Twa nieskończona miłość pomoże mu przezwyciężyć siebie nareszcie. Czyż nieprawda, Mistrzu? — patrzy błagalnie, ze złożonymi modlitewnie rękoma.
A Jezus… Jezus nie może jej przytaknąć, ale też nie chce jej martwić i znajduje słowo, które może pocieszyć:
— Dobra wola czyni nieraz cuda, Mario. Pamiętaj zawsze, że Bóg kocha cię bardzo, rozumie ciebie i będzie z tobą zawsze.
Maria całuje znowu Jego ręce i zaprasza do swego domu. Weszli więc, by spocząć i posilić się. Gdy zbliżał się wieczór, wyszli wszyscy przed dom i usiedli w milczeniu na ławkach. Milczenie przerwało żałosne beczenie owcy, której widocznie zabrano jagnię.
— Płacze, jak matka, której zabrano syna… — odezwała się Maria.
— Ale ty go przecież masz, bo powrócił… — dał się słyszeć niespodziewanie głos Judasza, który ukazał się wśród zieleni i objął zaraz swą matkę. Potem wytłumaczył się przed Jezusem, że musiał w Betanii zaprowadzić Eglę na pożegnanie do Klaudii. Klaudia jest bardzo dobrze usposobiona do Mistrza i obiecała bronić Go i Jego sprawy zawsze przed Piłatem…
Księżyc wszedł i zalał swym białym światłem całą okolicę. Słowik przyjął wezwanie i zaczął śpiewać przeciągle, melodyjnie, by przywitać noc i księżyc.
Ten sam tekst z wydania pełnego, Księga IV/3, str. 49 (opublikowanego przez „Vox Domini”)
Dochodzą do wiejskiego domu Judasza w rześki i słoneczny poranek. Jabłonie są wilgotne od rosy. Trawa pod stopami to jeden kobierzec kwiatów, nad którym brzęczą pszczoły. Okna domu są już otwarte na oścież. Silna kobieta w ciemnej szacie wydaje polecenia. Łagodzi swą pozycję pani wielką dobrocią. Właśnie nakazuje sługom oraz wieśniakom, a własną ręką rozdziela pokarm, zanim każdego odeśle do pracy. Przez szeroko otwarte drzwi do przestronnej kuchni widać ją, jak chodzi tam i z powrotem. Rozmawia to z jednym, to z drugim. Udziela napomnień, stosownie do okoliczności. Czeka na nią gromadka gołębi, drepczących pod drzwiami. One też chcą otrzymać swą część.
Jezus podchodzi z uśmiechem. Jest już niemal na progu domu, gdy Maria, małżonka Szymona, wychodzi z woreczkiem w dłoniach, mówiąc:
«A teraz wy, gołąbki. To pierwszy posiłek. Potem odejdźcie, szczęśliwe, żeby w słońcu wychwalać Boga. Spokój! Jest dość dla wszystkich i nie potrzeba dziobać się nawzajem…»
I rozrzuca ziarno we wszystkich kierunkach, żeby przeszkodzić bójkom żarłocznych gołębi. Nie widzi Jezusa, bo ma pochyloną głowę. Schyla się, żeby pogłaskać ptaki, które z miłości dziobią jej palce stóp. Maria bierze jednego gołąbka w dłonie, głaszcze, potem stawia na ziemni i wzdycha.
Jezus robi jeszcze krok naprzód i mówi: «Pokój tobie, Mario, i twemu domowi!»
«Nauczyciel!» – woła niewiasta.
Woreczek z ziarnem, jaki trzymała pod pachą, spada na ziemię. Ona zaś biegnie na spotkanie Jezusa. Gołębie wzbijają się w powietrze. Następnie na nowo siadają na ziemi i wytrwale szarpią wstążeczkę, żeby ją rozplątać, a potem – sukno [woreczka], żeby je rozerwać i zaspokoić swą żarłoczność.
«O, Panie! Jaki to dzień święty i szczęśliwy!»
I podchodzi, żeby uklęknąć i pocałować stopy Jezusa. On jednak powstrzymuje ją, mówiąc:
«Matki Moich apostołów i święte Izraelitki nie muszą się korzyć jak niewolnice w Mojej obecności. Dały Mi swe wierne duchy i synów. Ja daję im szczególną miłość.»
Matka Judasza, wzruszona, całuje Mu więc ręce, mówiąc: «Dziękuję, Panie!»
Potem unosi głowę i spogląda na małą grupę apostołów, którzy się zatrzymali przy ostatnich drzewach. Zaskoczona, że nie widzi syna wychodzącego jej na spotkanie, obserwuje uważnie grupę. Lęk sprawia, że blednie na twarzy. Niemal krzycząc pyta: «Gdzie jest mój syn?»
I patrzy na Jezusa z obawą i lękiem.
«Nie bój się, Mario. Wysłałem go z Szymonem Zelotą do Łazarza z misją. Gdybym mógł się zatrzymać w Masadzie tak długo, jak postanowiłem, zastałbym go tutaj. Ale nie mogłem się tam zatrzymać. Wrogie miasto wypędziło Mnie. Przybyłem więc tu pospiesznie, żeby znaleźć pociechę przy matce i aby jej dać pociechę wiedzy, że jej syn służy Panu» – mówi Jezus, kładąc silny nacisk na ostatnie słowa.
Maria jest jak zwiędły kwiat, odzyskujący świeżość. Kolory pojawiają się na jej policzkach, a światło – w spojrzeniu. Pyta:
«Naprawdę, Panie? Jest dobry? Uszczęśliwia Cię? Tak? O, radości! Radości matczynego serca! Tak wiele się modliłam! Tak wiele! Tyle jałmużn rozdzieliłam! Tak wiele! I pokutowałam… tak dużo… i czegóż bym nie uczyniła, aby uczynić mojego syna świętym? Dziękuję, Panie! Dziękuję, że tak go kochasz! Bo to Twoja miłość ocala mojego Judasza…»
«Tak. To „nasza” miłość go… podtrzymuje…»
«Nasza miłość! Jaki Ty jesteś dobry, Panie! Stawiasz moją biedną miłość tuż obok [Swojej], łączysz ją z Twoją, Boską!… O! Jakie słowa mi powiedziałeś! Jaka pewność! A wraz z tym jaką pociechę i jaki pokój mi dajesz! Kiedy była tylko moja biedna miłość, Judasz nie mógł zaczerpnąć z niej korzyści. Ale Ty, wraz z Twoim przebaczeniem… bo znasz jego winy… Ty z Twą nieskończoną miłością, która wydaje się wzrastać, w miarę jak on potrzebuje Ciebie po grzechu, o, Ty…! Mój Judasz w końcu pokona samego siebie na zawsze. Prawda, Nauczycielu?»
Niewiasta patrzy na Niego uważnie, poważnym i głębokim spojrzeniem, z rękoma złożonymi jak do modlitwy.
Jezus… o! Jezus, który nie może jej przytaknąć, a nie chce odmówić jej tej godziny pokoju dla rozproszenia jej lęków, znajduje słowo nie będące ani kłamstwem, ani obietnicą, które jednak niewiasta może przyjąć z ulgą. Mówi:
«Jego dobra wola, połączona z naszą miłością może dokonać prawdziwych cudów, Mario. Miej w sercu pokój, myśląc zawsze, że Bóg cię kocha. Bardzo… Że On cię rozumie. Bardzo. I że On będzie twoim Przyjacielem. Zawsze.»
Maria znowu całuje Jego ręce, żeby Mu podziękować, a potem mówi: «W oczekiwaniu na Judasza wejdź do mego domu. Tu jest miłość i pokój, błogosławiony Nauczycielu.»
…Jest wieczór. Zmrok powoli ogarnia wioskę. Ustają odgłosy jeden po drugim. Pozostaje tylko lekki wiatr w listowiu wprowadzając jedyny głos w tę ciszę. A potem słychać pierwszego świerszcza polnego w dojrzałych zbożach pól. I następnego… i jeszcze jednego. I całą wieś ogarnia cykanie monotonnego śpiewu… W końcu słowik wyśpiewuje ku gwiazdom swój pierwszy pełen pytań trel… Potem milknie, słucha i zaczyna od nowa… Na co czeka?… Może na pierwszy blask księżyca?… Słychać cichy szelest. Musiał przysiąść na gęstym orzechu przy domu, gdzie chyba uwił swe gniazdo. Zdaje się rozmawiać ze swą towarzyszką, która być może akurat wysiaduje jajeczka… [Słychać] uporczywe beczenie w niewielkiej odległości, odgłos dzwoneczków na drodze prowadzącej do Kariotu. Potem – cisza.
Jezus siedzi blisko Marii. Siedzą na ustawionych przed domem ławach. Odpoczywają w spokoju w gronie apostołów i domowników. Czas jest łagodny, spokojny. Ciała i umysły odczuwają ulgę. Jezus mówi mało, z przerwami. Pozwala apostołom opowiadać o Engaddi, o starym przewodniczącym synagogi, o cudzie. Maria i słudzy słuchają uważnie.
Coś porusza się pośród jabłoni. Jeśli jednak tutaj, na placyku przed domem, widać jeszcze trochę dzięki jasnym gwiazdom, których pełne jest niebo, to tam, w gęstwinie liści, światła nie ma wcale i dochodzi jedynie odgłos czegoś poruszającego się.
«Jakiś zwierz nocny? Zagubiona owieczka?» – zastanawiają się.
Wspomnienie owieczki przywodzi wielu na myśl owcę, która się uskarża, bo zabrano jej baranka na zabicie.
«Nie może znaleźć pociechy to zwierzę! – stwierdza zarządca. – Obawiam się, że utraci mleko. Od rana nie je, tylko beczy, beczy… Posłuchajcie jej!…»
«To przejdzie… Po to mają młode, abyśmy jedli baranki» – stwierdza filozoficznie jakiś sługa.
«Ale nie wszystkie owce są podobne. Ta jest mądrzejsza i cierpi bardziej. Słyszysz? Można by rzec, że płacze. Nie mów, że jestem głupia, Nauczycielu… Smuci mnie to, jakby to były łzy niewiasty, która utraciła syna…»
«Ale ty, o matko, odnajdujesz swego syna» – mówi Judasz z Kariotu, ukazując się z tyłu wraz z Szymonem i sprawiając, że wszyscy aż podskakują z zaskoczenia.
«Nauczycielu! Twoje błogosławieństwo przy powrocie, jak nam je dałeś, kiedy odchodziliśmy.»
«Dobrze, Judaszu» – [mówi] Jezus i całuje obydwu powracających apostołów.
«I twoje, mamo…»
Maria także całuje syna.
«Nie sądziliśmy, że Cię tu zastaniemy, Nauczycielu. Szliśmy niemal bez postoju i najczęściej skrótami, aby uniknąć zatrzymywania nas. Ale spotkaliśmy uczniów i uprzedziliśmy Joannę oraz Elizę, że wkrótce nas zobaczą» – wyjaśnia Szymon.
«Tak. I Szymon szedł jak młodzieniec. Nauczycielu, przekazaliśmy wiadomość. Łazarz czuje się bardzo źle. Upał sprawia, że jeszcze bardziej cierpi. Wskazane byłoby pójść do niego jak najszybciej… Nauczycielu, z wyjątkiem twierdzy Antonia – gdzie poszedłem, aby zrobić przyjemność Egli, bo przed odejściem do Jerycha chciała podziękować Klaudii – nigdzie nie chodziłem. Prawda, Szymonie?» [– mówi Judasz.]
«To prawda. A do Antonii weszliśmy w godzinie seksty – w dniu, kiedy upalna duchota skłoniła wszystkich do pozostania w domach. W czasie rozmowy Judasza z Klaudią, którą Albula Domicilla zawołała do ogrodu, mnie stawiało pytania kilka niewiast. Nie sądzę, żebym źle zrobił wyjaśniając im, jak potrafiłem, to, co chciały wiedzieć» [– relacjonuje Szymon.]
«Dobrze zrobiłeś. Jest w nich prawdziwa chęć poznania Prawdy» [– odpowiada Szymonowi Jezus.]
«A w Klaudii jest prawdziwe pragnienie udzielenia Ci pomocy. Odesłała Eglę, która poszła się pożegnać z Plautyną oraz z innymi, a mnie postawiła wiele pytań. Jeśli dobrze zrozumiałem, chce przekonać Piłata, żeby nie wierzył w oszczerstwa faryzeuszy, saduceuszy i innych. Poncjusz ufa tylko do pewnego stopnia swym centurionom. Są przydatni do walki, lecz niezbyt – do donosów. Musi więc wiele korzystać z [pomocy] swej małżonki, która wykazuje się inteligencją, a nawet sprytem, w zdobywaniu pewnych informacji. Tak naprawdę to Klaudia jest Prokonsulem. On jest nikim, a zachowuje swą pozycję dzięki temu, że jest [przy nim] ona – [osoba] potężna i doradzająca mu. Dały pieniądze dla biednych. Oto one.»
«Kiedy przybyliście? Nie wydajecie się zmęczeni ani zakurzeni» – pyta Jakub, syn Zebedeusza.
«Między tercją a sekstą. Szliśmy do Kariotu, żeby zobaczyć, czy jest tu moja matka, i żeby ją uprzedzić o Twoim nadejściu. Byłem taki, jak tego chciałeś, Nauczycielu. Nie pozwoliłem, żeby mnie kusiły ludzkie pragnienia. Prawda, Szymonie?» [– pyta Judasz.]
«To prawda» [– potwierdza Zelota.]
«Dobrze uczyniłeś [– chwali Judasza Jezus. –] Bądź zawsze posłuszny, a zbawisz siebie.»
«Tak, Nauczycielu. O! Teraz kiedy wiem, że Klaudia jest z nami, nie mam już moich głupich zrywów. Wszystkie jednak [wypływały] z miłości. Musisz to przyznać. Miłość nieuporządkowana… bezładna… ponieważ czuła, że brak jej doskonałości, brak pomocy dla osiągnięcia celu polegającego na tym, żebyś Ty był kochany, szanowany tak, jak na to zasługujesz, jak musi być. Teraz jestem spokojniejszy. Przyjemnie mi nawet czekać…»
Judasz śni na jawie. Jezus napomina go: «Judaszu, nie poddawaj się swym marzeniom. Trwaj w prawdzie. Ja jestem Światłością świata, a światłość zawsze będzie nienawidzona przez ciemności…»
Wzeszedł księżyc. Jego jasność zalewa wioskę, czyni twarze bladymi, srebrzy domy i drzewa. Orzech, na wschodzie, jest nią całkiem ogarnięty. Słowik przyjmuje zaproszenie księżyca. Rozlega się jego śpiew długi, melodyjny, zachowywany na czas powitania nocy i księżyca.
Ocenę pozostawiamy Czytelnikom…